co drzewa kupić w zimie aby się ogrzać, i na utrzymanie tego nędznego życia muszą całemi dniami pracować po fabrykach lub w polu.
Wielka jest zaprawdę różnica tych dwóch rodzajów życia, i każdy człowiek miłosierny radby, aby ona ustała. Ale jakże tego dokazać?
Ludziom bez zastanowienia zdaje się to rzeczą bardzo łatwą; powiadają oni sobie, nieszanując cudzéj własności, że należałoby odebrać bogatym tylko a rozdać ubogim.
Pokazaliśmy wam wyżéj jednak, że to co kto ma, z zupełnym prawem używać może i nikt mu tego odbierać nie powinien.
Ale przypuśćmy na chwilę, że się tak stało, jak chcieli ci ludzie bez zastanowienia: że nie poszanowano własności, i odebrano bogatemu to, co on, albo któś z jego rodziny, zapracował.
Jest obok sto rodzin ubogich, przypuśćmy, a licząc na każdą rodzinę po pięć osób; wypadnie pięćset osób, między które należałoby podzielić to, co odebrano bogatemu. Znalazłoby się i więcéj ubogich, którzyby się upomnieli. Bogaty miał ziemię albo fabrykę. Gdyby bogatemu je odebrano, jużby ich sprzedać nie można, bo któżby je chciał kupić, gdyby nie był pewny posiadania i mógłby się obawiać, że i jemu jutro własność tę odbiorą. Jeżeli odebrano jednemu, takiém samém prawem możnaby i drugiemu wziąć potém.
Potrzebaby więc ziemię podzielić. Ale nie każdyby chciał ziemi i mógł ją uprawiać; drugi nie miałby siły, wolałby wziąć co innego niż kawałek ziemi, odstąpiłby swoją część za jaki sprzęt lub fraszkę; jużby tedy równości nie było, i znowu jeden był-