Strona:Józef Ignacy Kraszewski - O pracy.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

sko czterechset złotych dziennie; jest to mało i ledwie starczy na wyżywienie, odzież i pierwsze potrzeby owych pięciuset osób. Bogaty może mieć dziennie dochodu, dajmy na to dwieście złotych; jeżeli zarobku ci ubodzy mieć nie będą, jaki mieli, a natomiast rozdzielą się dochodem bogacza, będą o połowę ubożsi jeszcze niż byli.
Powiecie może, iż nie powinni stracić tego, co zarabiali wprzódy; ale mylicie się, bo wszystko co bogaty używa, każda dwuzłotówka, którą wydaje na zbytki nawet, jest zarobkiem ubogiego, co te rzeczy robi, i pracą przygotowuje. Jeżeli nie będzie bogatego coby kupił, i roboty też ustaną, bo nie znajdzie się, ktoby ich potrzebował.


Koniec końców coby było, gdyby nie szanowano własności; oto po rozdzieleniu cudzego dobra, znowuby powoli jedni mieli więcéj, drudzy mniéj i powstaliby tylko inni bogacze i inni może ubodzy. Bogactwo jednych służy drugim, nie koniecznie temu co je posiada; jest potrzebne wszystkim, a grzech nieszanowania cudzéj własności i pożądania jéj, jest i grzechem i wielkiém głupstwem.




MACHINY.

Ludzie o machinach różnie gadają i sądzą: są, co na nie narzekają i myślą, że one ludziom szkodzą; inni dowodzą, że wielkie z nich płyną korzyści.
Posłuchać tylko w mieście albo koło fabryk, jak ludzie o tém rozumują. Ten powiada, że machina pomaga człowiekowi, oszczędza pracy, robi to, że wyrób może być tańszy i że z niego więcéj ludzi