Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Odczyty o cywilizacyi w Polsce.djvu/40

Ta strona została przepisana.

bną, a z pojęć o społeczeństwie jeszcze rozdzieloném na klassy, na plemiona, na fatalnie napiętnowane jakieś działy, rodziła się idea, że nie dla wszystkich dostępnem mogło być światło. Uczono tylko tych, co się nauce poświęcać mieli, ograniczając nie wielką liczbą prawd dostępnych, które udzielano wszystkim. Duchowieństwo naówczas piastowało w klasztorach drogą spuściznę starożytności, rękopisma, pamiątki i tradycye cywilizacyi potargane wielkiemi kataklizmami dziejowemi, a kościoły i klauzura były jedyném schronieniem oświaty. Praca ludzka ciężka w tych wiekach, jeszcze nie ulżona niczém, potrzebna dla wyżywienia świata, z rękami razem tysiące głów odrywała od nauki; to tylko co się wyrzekało czynu i życia, przechodziło w ciszę i swobodną pracę klasztorną, nad którą pobożność czuwała. Ofiarą życia i własnéj woli, potrzeba było okupić trochę wiedzy, przystęp do jéj źródła, do spuścizny dwoistéj po starożytnym świecie i pierwszych chrześciańskich wiekach.
Lecz w téj odrobinie nauki jaką wiara dawała ludowi, już się mieściło potężne nasienie cywilizacyjne. Prawda ma to do siebie, że jest