obłok wzniósł się straszliwie czarny, oświecony dziwnie zachodzącem naprzeciw słońcem, grzmiąc, hucząc i niekiedy złocistą przerywany błyskawicą. Zdążyliśmy do gospody, pozatykali kominy, zamknęli okiennice i posilać zaczęli, oczekując burzy. Wśród rozmów różnych, Kazimierz wspomniał mi kilka miejsc, niedalekich jego wioski, a może wartych widzenia. Mówił mi o Hulczy, o Peredylu, o Dermaniu, gdzie dotąd celę Hryszki Otrapiewa ukazują, wreszcie o Chociniu wspomniał.
— W Chociniu — mówił — na starem zamczysku jest pieczara długa w ziemi wykuta, w której była nieboszczka pani K. Wejście do niej ma być zawalone, jednakże wcisnąć się można, ściany jej okryte być mają napisami, których ani pani K., ani nikt dotąd wyczytać nie mógł.
— A! — podchwyciłem — pojedziemy tam! pojedziemy koniecznie, odkopiem wejście, odrysujem pieczarę, zdejmiem fascimile napisów. Kto wie, może staro-słowiańskie, może runiczne, bo znam położenie Chocinia nad Horyniem, jest to odwieczna sadyba!
I uściskałem Kazimierza pełen radości i nadziei, gdy grzmot się odezwał, bryczka się zatrzęsła, ukazała się błyskawica i ojciec Franciszkan z Międzyrzecza Ostrożskiego, który nas powitał:
— Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Musieliśmy dla burzy i franciszkanina zapomnieć o Chociniu i jego pieczarze tajemnic pełnej. Wszczęła się rozmowa, w której fenomena meteorologiczne teraźniejszego roku największą grały rolę. Opisywaliśmy sobie wzajemnie straszliwe burze, które w Kowelskiem i Pińszczyźnie tyle zrządziły szkody; tymczasem ozwał się grzmot i turkot znowu, trzeci podróżny zawitał. Był to, jak sam mówił, z daleka bardzo, bo aż z pod Warszawy cudzoziemiec, mocno przejęty swą dostojnością ucywilizowanego człowieka, (gdyż nas za bajbardzo, za trochę powerniksowanych barbarzyńców uważał, on, co widywał balet i jadł serdelki warszawskie!). Rozmowa naturalnie zwróciła się w inną
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.2.djvu/10
Ta strona została skorygowana.