Prowadź te psy chłopcze i zostaw mnie samym. Każ szukać Przemysława, niech tu przyjdzie do mnie. Jestem zmęczony; cały dzień na koniu i tak nieszczęśliwie; — prawda, że się od złej wróżby zaczęło: mnich przeszedł mi drogę i kobieta z wiadrem próżnem. Co za niedbalstwo, żeby ich nie usunąć. Łowczego każę uwięzić; tylko co nie spadłem z konia; — każę konia zastrzelić; — nigdy więcej nie pojadę na polowanie. Czemuż ten Przemysław nie przychodzi? I on jeszcze pozwala sobie nie dbać o mnie. Ale on jeden jest mi wierny, umie mnie pocieszać, on jeden czuwa prawdziwie nademną. — A tyle niebezpieczeństw mnie otacza! — Śmierć w każdym kącie — wszędzie. — Dość byłoby się o to drzewo uderzyć, żeby się zabić, — upaść można i złamać nogę; wszędzie śmierć, nieszczęście; — o ten kamień, można rozbić głowę. — Czemuż nie poodrzucają tych kamieni! — Powietrze, którem oddycham, może być zabójcze. — Ci, co mnie otaczają mogą pragnąć mojej śmierci, mogą się targnąć na mnie. — O! przeklęta korono. Jestem sam jeden, — zostawili mnie, opuścili, nie dbają. Nie mam do kogo słowa przemówić! — Nawet żona. — Żona szatan w anielskiem ciele, — kto wie co robiła w czasie polowania. A! gdybym wiedział, gdybym wiedział. Gwido, nie, — Gwido nie jeździł; — Gwido! On tu nie darmo. Co oo tu robi? Po cc przybył na mój dwór? Zapytam się Przemysława, — on musi wiedzieć o wszystkiem, on mi powie wszystko.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.2.djvu/101
Ta strona została skorygowana.
SCENA VIII.
Wacław, za nim paź prowadzi sforę ogarów, w głębi przejeżdża orszak myśliwych i konia królewskiego prowadzą.
Wacław (zamyślony).