Możesz zostać. Wszak jesteś szpiegiem, słuchaj więc tutaj, bobyś zdaleka słuchał bez pozwolenia i usłyszał czego nie mówiono.
Ja! ja! najlepszy twój sługa, najwierniejszy. Ja! Cóż-to za potwarca mógł mię tak oczernić, któż mnie takiem podejrzeniem splamił w twych oczach?
Dosyć; — wiem co przed chwilą na tem miejscu mówiłeś królowi. Znam wierność twoją. Milcz, — idźmy. (Przemysław stoi z gniewem się passując.)
Zbliża się święto uroczyste, święto Narodzenia Pańskiego, chciałabym odbyć spowiedź jutro. Czekać mnie będziesz w kaplicy.
Będę czekał.
Wszystko się łamie, przewraca, psuje; wszystko czego dotknę, na kark mi spada; ale już walka rozpoczęta, i zginę, ale się nie cofnę nikczemnie. Dalej więc, niech będzie walka między niemi a mną, śmiertelna! Jeśli się cofnę, zginę; — idąc dalej, mam przynajmniej nadzieję wygranej. I to wiele. Rzuciłem już zazdrość w serce króla. To ziarno wschodzi i na opoce; nie trzeba mu słońca, ani wody, ani wiosny, rozwija się wśród bezsennych nocy, kwitnie w burzy. Druga miłość pomaga mi jeszcze. Król kocha Wandę. Ja ich zgubię! a po ich karkach pójdę dalej. Ten mnich, rzu-