jest i pełniej niż gdzieindziej w chybionym i słabym Marcinie pana E. Sue. Wszystko co wcielić się nie mogło odrębnym niejako procesem i ketorogenjalną formą, dodatkowo stawi się przed czytelnikiem.
Nikt nie powie, żeby długie rozdziały rozumowań i gadaniny, artystycznej wartości powieści dodawać miały. Tam gdzie celem niejako, jak często u Richtera bywa, okazać zdaje się dokąd myśl zalecieć może, jak lot jej niepohamowany i niewyrozumowany, tam gdzie fantazja w pełni swobody szerokiemi wznosi się do góry skrzydły, któż zarzuci cały rozdział poetycznych dywagacyj? Ale gdzie jak w Marcinie, w Żydzie, cel całkiem inny, czemuż nie wszystek się wcielił, czemuż suche i połamane reszty myśli, co szat cielesnych nie wdziały, walają się obok poetycznych obrazów? Jak w poezji liczby, tak w powieści uderzają długie, rozumowane ustępy. A one są właśnie skutkiem tego, że autor celem swym nie przejęty, nie żyjąc nim, usnuł go tylko w głowie i przylepił do książki.
Mówiliśmy wyżej, jaki cel nie jedna powieść i powiastka, nieśmiertelnym Jana Pawła mieć się zdaje; mówmy więc, jakie być mają i mogą cele powieści.
Dzisiaj nadewszystko, pod tym wyrazem cel, rozumieć poczęto wyłącznie cel moralny, jak w czasach Marmontela, moralny według wieku naszego i jego potrzeby. Jemu nawet, zdaje mi się, wielu teoretyków, jak A. Cieszkowski, nie wahaliby się poświęcić, wszelkich innych, a zwłaszcza celu artystycznego.
Chcieliby oni powieść uczynić posługaczem filozofji i nauki socjalnej nowej, nie zważając na to, że powieść niewiasta, wprzód piękną i powabną dziewicą, nim matką-karmicielką być musi.
A nawet w matce jest jeszcze instynkt podobania się, jest niewieści wstyd, jest pewne uczucie piękności, której kobieta wyrazem w stworzeniu. Powiedzą mi zapewne, że przeszły czasy, gdy powieść była dziewczynką piękną tylko i zalotną, a wesołą, że czas uczynić ją matką karmiącą przyszłe pokolenie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.2.djvu/146
Ta strona została skorygowana.