któreśmy zrobić musieli, częścią z potrzeby, częścią dla odkupienia się od żydów. Kupiłem nawet tuzin ołówków od starego kramarza, który zdawał się zdecydowany nie puścić nas z Dubna, dopókibyśmy nie wysłuchali regestru wszystkich jego towarów, jakich się chciał koniecznie pozbyć.
Ale otóż jedziemy; mijamy Warkowicze, Curków, ukazuje się sosnowy gaik Uizdecki, Kozie Góry, trzy schodzące się trakty z Dubna, Ostroga i Równego; jesteśmy u celu podróży.
Przybywszy bawić się i odpoczywać kilka dni w słodkiem zapomnieniu wszelkich kłopotów, z paletrą w ręku, z pędzlami, na trójnogu, malowałem nie mogąc się nasycić rozkoszą wylewania na płótno i deski wszystkich myśli przychodzących do głowy. Tam sadziłem cerkiewkę naszą wołyńską, otoczoną ludem, tam krzyż nad drogą w pustym krajobrazie, przeciętym tylko błyszczącem jeziorkiem. Malowałem szczęśliwie, swobodnie, a tymczasem dnie upływały i Kazimierz przypomniał, czy nie pojedziem do Chocinia?
Jak tu nie jechać, pytam, gdzie są napisy do wyczytania, pieczara do zwiedzenia? Ale jak znowu odepchnąć niewdzięcznie paletrę i pędzle od siebie, które tylą rozkoszy nas poją?
A więc pojedziem do Chocinia, pojedziemy w poniedziałek. W poniedziałek! Nacóżeśmy ten złowróżbny dzień obrali? Kto widział wyjeżdżać w poniedziałek? Na co było wyjeżdżać w poniedziałek? Niestety, słuszne to refleksje, jak wszelkie refleksje, przyszły nam zapóźno, po czasie! Dzień był pogodny, ale ledwieśmy wyjechali za wrota, wiatr powiał zimny i niebo się zachmurzyło — zły znak. Kobieta z próżnem wiadrem przeszła nam drogę — jeszcze gorzej! Jedziemy jednak i w posępnem milczeniu mijamy Glińsk z wysoką górą, Aresztów, zbliżamy się do Baszowego Kąta. Równe przed nami — Chociń niedaleko. W Baszowym Kącie tradycja, że tam niegdyś krył się, czy był trzymanym jakiś basza; są tu nawet ślady jakiegoś zamczyska, ale gdzież na Wołyniu poszukawszy, horodyszcza, wału
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.2.djvu/15
Ta strona została skorygowana.