wszystkich. Tak samo w powieści zapewne. Romans utylitarny, romans wojujący za społeczną teorją, za namiętnościami politycznemi wieku, ciekawym będzie wyrobem dla wnuków naszych, ale obok Don Quichota, Tristrama, Shandy, Gil-Blasa, nie stanie. Cel czasowy, chwilowy, miejscowy, drobny, maleńki, nie da życia utworom, które doń zastosowane zostaną tylko chwilowe, miejscowe i drobne.
Żyje i żyć będzie Molier, malujący człowieka i ludzkość; żyje i żyć będzie Shakespeare, który inną stronę jego pojął i wyraził; Goethe, Schiller, każdy ze swego stanowiska zapatrujący się na wiecznie zagadkową ludzkość; ale tłum pisarzy, co służyli namiętności chwilowej, co wyrazili nie człowieka, tylko indywiduum i indywidualne, czasowe fazy ludzkości, zostanie tylko dokumentem historycznym, do poradzenia się dla badacza dziejów.
Co najwięcej, to że najdobitniej stronę wielką, szlachetną i piękną wieku swego wyrażający pisarze, ostoją się, bo w niej ludzkość objawia się cała. Lecz ci, co idei przejścia, ideje podrzędne niejako narzędzia życia wystrugają, zginą razem z użytecznością tych narzędzi.
Cel więc powieści uczuty więcej być powinien niewyrozumowany i pisarz żyć ma wprzód myślą, którą do czynu w utworze swoim przeprowadza. Cel powieści winien być najprzód z natury jej wypływający, estetyczne piękno, potem dopiero utylitarna dążność; a to, o tyle, o ile ona się pogodzić potrafi z głównym warunkiem, estetycznem pięknem. Cel obcy pierwszemu nie dodatkiem, nie przyrością, nie chorobliwą superfetacją być powinien, ale duszą książki z jej żywotem wewnętrznym.