Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.2.djvu/156

Ta strona została skorygowana.

Gdy mowa o jezuitach, muszę nareszcie odpowiedzieć na zarzut pana Gryffa, który mnie całkiem nie zrozumiał. Wyrzuca on nam sprzyjanie jezuitom, gdy mu przecież wcale co innego w artykule o Żydzie powiedzieć chcieliśmy, nad to co on tam wyczytał. Chcieliśmy powiedzieć, że w XVI. wieku jezuici byli podporą kościoła i do utrzymania katolicyzmu silnie się przyczynili.
Ale nie chcieliśmy powiedzieć i nie powiedzieliśmy, żeby jezuici zawsze czyści byli, zawsze pożyteczni, i żeby ich towarzystwu słusznie zarzutów czynić, z późniejszych czynności je potępiając, nie było można. Jezuici, którzy w XVI. wieku stali murena przeciwko postępom protestantyzmu, nie bez przyczyny w XVIII. wieku przez głowę kościoła potępieni zostali. Ich późniejsze wskrzeszenie nie oddało im ani znaczenia, ani siły dawniejszej. Dziś strasznem w nich jest tylko imię. Oto cośmy panu Gryffowi, którego sumienność i młodzieńczy zapał oceniać umiemy, zbyt daleko posunionych zdań nie dzieląc, odpowiedzieć chcieli. Zresztą powtarzamy, że panu Sue w Żydzie nie chodziło o jezuitów, ale o wiarę. Tę to on usiłował wstrząsnąć, aby na gruzach jej wiarę w socjalizm i humanitarności przyszłość zbudował.
Ale Marcin, dalszy ciąg Żyda, pod względy pewnemi, jakże jest słabym wysiłkiem! Prócz pana Duriveau ojca i syna, charakterów w swoim sposobie prawdziwych, epoki naszej synów, nie ma podobno jednej postaci, w którejby żyłach krew płynęła, w żyłach ich płynie tylko atrament. Życia pełne postacie, które zajmowały w Żydzie mimowolnie, tu się już nie ukazują. Osoby wchodzą i znikają ze sceny coraz nowe; a autor o nie troszczyć się wcale nie zdaje. Chodziło mu widać przedewszystkiem o myśl główną, o socjalne prawdy.
Od Salamandry do Martin’a, mój Boże, jak ogromna przestrzeń, jaki upadek! od tej powieści na pozór bezmyślnej, która tak żywo odtwarza świat i życie, (co jest i winno być pierwszym celem artysty), do po-