mogła. Sądzę, że to było podziemne wyjście z zamku na rzekę, na przypadek oblężenia, a może w oblężeniu uczynione; może też wkopali się tędy nieprzyjaciele do ogrodu! — i odwróciłem się do ludzi.
Ludzie kiwali głowami uśmiechając się.
Stary zaczął:
— Powiadają — rzekł — że bardzo dawno, niegdyś, dziewczyna przypadkiem, chodząc za kwiatami na horodyszcze, zobaczyła jakichś ludzi kopiących tę pieczarę, którzy ziemię z niej wyrzucali dla niepoznaki w Horyń, byli to święci czy aniołowie. Oni jej powiedzieli, aby nikomu o tem nie mówiła co widziała, bo umrze. Dziewczyna jednak wytrzymać nie mogła i powiedziała ludziom; ludzie się zbiegli patrzeć na dziwo, ale nikogo nie było: święci porzucili robotę, a dziewczyna umarła.
— Otóż widzisz — rzekłem do Kazimierza — że nie napróżnośmy odbyli wędrówkę, bo wieziem z sobą podanie, które może więcej warte, niż napisy w pieczarze.