nalepa gliniana, broniąca mieszkańców wnętrza od zimowych chłodów i jesiennej wilgoci; małe okienka z okiennicami czarnemi, które tu i owdzie zastępować poczynały poskręcane w górze maty słomiane, nie świeciły już wszystkiemi szybami, wiele ich brakło, wiele sztukowanych było. Na słomie strzechy porozścielały się mchy zielone i żółte, gdzieniegdzie wystrzeliła łodyga trawy i powiewała z wiatrem. Świeże poprawki błyszczały na niej żółtą barwą. Drzwi główne otwierały się z ciężkością, tak budynek był zniszczony, a przez próg przestąpiwszy, trzeba było uważać, by nie upaść, tak głęboko leżała podłoga sieni, poprzedzona położonym tu dla ułatwienia znijścia, pniakiem posiekanym.
Wysoka strzecha powydymana miejscami, gdzieindziej zapadła, nie wiem jak opierać się mogła wiatrom, lipy ją chyba może stare osłaniały od ich napadu. Opuszczone bocianie gniazdo resztką suchych gałęzi pokazywało się na jednym rogu, na drugim żelezce od starej chorągiewki sterczało ordzewiałe. Dziedziniec zarastał chwastami, a gospodarskie małe budowle nie w lepszym były stanie.
Wrota dziedzińca tak z jednej strony zaryły się w ziemię, że ich całkiem odemknąć było niepodobna, i śladu kół w nichbyś nie wyczytał.
Wszędzie pod dworkiem, w ogrodach, na toku, zielony chwast nowego życia, zarastał ludzkiej ręki robotę, A cisza martwa, krakaniem wron przerywana tylko, szumiała jednostajnie nad pustką.
Ścieżka przecież zarosłym idąca dziedzińcem, otwarte pół okna nad ziemią oznajmiały, że dworek nie był opuszczony zupełnie. Ktoś jeszcze w nim mieszkał. Ode wsi drogi nie widać, znać to nie pan tej wioski, co tam niżej trochę czernieje, nad zieloną błotnistą łąką.
Wnijdźmy wewnątrz, a wchodząc po staremu pozdrówmy: „Niech będzie pochwalony!“ bo nas tu inaczejby może nie przyjęto.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.3.djvu/10
Ta strona została skorygowana.