Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.3.djvu/108

Ta strona została skorygowana.

stąpić, ale prosili Millera, aby wprzód dał im swobodnie i spokojnie uroczystość Narodzenia Pańskiego obchodzić, i dozwolił zawieszenia broni. Zaczem, kończyli, gdy od starszych do których posłaliśmy otrzymamy wiadomość, wszystko się ukończy.
Była to nowa forma dawnej myśli uzyskania czasu. Dołączono razem prośbę pokorną do hrabiego Wrzeszczewicza.
Ale nikogo już znaleźć nie można było, coby się podjął odnieść list, tak się obawiano jenerała, który mógł zatrzymać i uwięzić. Aż starucha baba, żebraczka Konstancja, mieszkająca w budzie przy wałach, która za małą nagrodę podpalała domy przeszkadzające zakonnikom, kule nieprzyjacielskie i muru obłamy w fosę padające zbierała, drzewo na wałach leżące znosiła, wcale się o latające kule nie troszcząc; sprzedawała jaką gdzie chwyciła żywność oblężonym i pomagała w czem mogła, nadarzyła się. Ta za kawałek chleba poszła nocą do obozu i ze śmiechem przyjęta od starszego nad strażą, stawiona przed jenerała, list mu oddała, na który wręczono jej odpowiedź.
Pismo od hrabiego Wejharda było bardzo grzeczne, zwał w niem zakonników: amici honorandi, mówił: że wcale źle im nie życzył i owszem, że się wstawiał za niemi do jenerała, który tylekroć zawiedziony, już ufności nie miał. Wymógł przecie, choć nie chciał wstrzymywać ogromnego jutrzejszego szturmu, że dozwala na rozejm nazajutrz (dzień Bożego narodzenia), dla nabożeństwa, z tem, aby jeszcze tegoż wieczora dali zakładników, iż pozajutrzu bez odwłoki zdadzą klasztor. Jeśliby tego nie uczynili, Miller grozi obróceniem w popiół i zniszczeniem zupełnem. Zaklinał się wreszcie na Boga i matkę Jego, że nie próżną groźbę rzuca, ale szczerą mówi prawdę, że dalszemu nieszczęściu zapobiedz już nie potrafi.
Na list Wejharda i Millera nic nie odpowiedziano, ale zakonnicy noc całą spędzili bezsennie. A była to noc wigilii Bożego Narodzenia, na czatach po murach