— A jak ojca samego jednego puszczać? Widzisz waść, mości kniaziu, do stu haków, że gdybym tu nie przyszedł przypadkiem, darmobyście się kwasili! I pfe! pfe! z waszemi ceregielami. Jużeście i poubożeli, a jeszcze się pańskich certaminów nie oduczyli. Czasby było do stu haków, zmienić tryb a iść otwarto, zwłaszcza gdzie serce otwarte. Otóż pójdę po konia i sam go przyprowadzę, — rzekł Wydżga. — Na karuszku dopędzisz kniaź ojca, choćby milę ubiegł.
— Panie Wydżga! siądźcie proszę, odpocznijcie, a Dymitr sam za koniem pobieży, jeśli pozwolicie.
— Kniaziowi nie wypada!
Dymitr się uśmiechnął, poskoczył, i przesadziwszy chyżo płot, biegł już ku sadybie pana Wydżgi, którą tylko grobelka i młynek dzieliła od dworku kniaziowskiego. Eufrozyna pozostała na ławce w ganku ze starym szlachcicem, który uproszony usiadł wreszcie.
Gdy Dymitr siodła karego, a pan Wydżga opowiada o sianokosie kniaziównie Eufrozynie, co raz to dodając: do stu haków, wedle zwyczaju, my wróćmy do starego kniazia ostatniego, który żywym truchtem rusza borami ku Łucku.
Sześć mil dobrych dzieliły go od stolicy dawnej Wołynia. Po drodze dość pustej, przebywać było potrzeba lasy daleko wówczas większe i straszniejsze niż dzisiejsze. Gościniec chociaż szeroki ale niewyprostowany i wybojowaty, nawet konnemu nie dozwalał bardzo pośpieszać. Stary Ostafi znał doskonale drogi, po których jeżdżąc, wiek cały przekołatał; nie strachał się nachodzącej nocy, przecież poglądał co raz za siebie na zachód, jakby mierzył dzień, chcąc na nocleg dopędzić de karczemki o dwie mile od Hołubuszczyzny odległej. Tymczasem słońce zapadło i łuna już tylko świeciła jeźdźcowi, któremu pozostała tęga jeszcze mila do Majdanicy, (tak się zwała owa karczma na trzebieży w lesie stojąca).
Puściwszy konia truchtem, kniaź Hołub dobył różańca z zanadrza, i począł się modlić. Cisza starego sosnowego boru jak i wieczora pogodnego, wtóro-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.3.djvu/21
Ta strona została skorygowana.