hajdukami; kobieta towarzyszka jego, która całą wyprawę z okna widziała, przyjęła go śmiechem szyderskim tylko.
Ruszyła ramionami i odwróciła się, gdy mówić począł.
— Teraz tylko Waści braknie sprawę przegrać w trybunale, — dodała.
— Gdybym z torbami miał pójść, to wygram! — zawołał siadając i ocierając pot z czoła Chołupski.
— A ja mówiłem, — dodał Murdeljo, — nie trzeba było chodzić.
— Cóż mi się stało?
Murdeljo ruszył ramionami, spojrzał na kobietę i zamilkł. Po chwili wyszedł na miasto.
Wieczór już był, gdy powrócił z wesołą miną i podał papier Hołupskiemu. Ten wejrzał nań i rozpogodziło mu się czoło.
— Otóż mi gracz! — rzekł — to lubię! Teraz mamy go.
— Kawałek Hołubszczyzny może tylko.
— Ba bez domu i chaty, zobaczymy co zaśpiewa.
— Aby nie Bogarodzicę wojenną.
Zeszli się do kąta.
— A tymczasem, — rzekł cichutko Chołupski, — mnie także na myśl przyszło.
— Słucham W. miłości.
— On papiery odebrał?
— Tak regent mówi, a regent nie powinien kłamać, bo ma duszę w piętach.
— Nam potrzeba tych papierów koniecznie.
— Ich dwóch, — rzekł Murdeljo.
— A nas sześciu.... a las czarny.... a....
— Ich dwóch, nas ośmiu pędzić myśleli niedawno.
— Ba! to co innego! musiemy się zasadzić. Będą noclegować, napadniemy ich w śpiączki.
Murdeljo usta wykrzywił.
— Co i waść będziesz skrupulizować? Mojaż to wina, że zgody nie chce? Ja bronię imienia i własności.
Szlachcic się uśmiechnął.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.3.djvu/35
Ta strona została skorygowana.