Nie trap się ojcze, dobrze mi będzie w klasztorze, lepiej niż tam, gdzie co dzień musiałeś się lękać o mnie, abym imienia mego nie zamieniła na inne, ciebie niegodne. Żegnaj mi ojcze, żegnaj, a jeśli przebaczysz, przybądź kiedy pocieszyć Eufrozynę.“
Staremu zimny pot wystąpił na czoło blade czytając.
— Dobrze rzekł cicho — dobrze zrobiła, poczciwa krew! Tak, jej klasztor, Dymitrowi szablica i koń, a mnie grób lub kij i torba.
Pani Salomea klasnęła w dłonie w alkierzu.
— Ot już jednego się pozbyłam!
Wydżga smutny klął: — do stu haków! — i chodził kolący jak szczotka, zły jak rzadko bywał. Nie bez przyczyny trochę żonie przypisywał nagłą i niespodzianą Eufrozyny ucieczkę.
Nazajutrz potem kniaź Ostafi wstał rano, przewrócił tłómoki, przerzuci! papiery i zawołał Dymitra.
— Kiedy cierpieć — rzekł — to cierpienie, jak lekarstwo gorżkie, jednym haustem połknąć potrzeba. Ty mój kochany Dymitrze pojedziesz się zaciągnąć gdzie wojskowo.
Dymitr zbladł, ale nawykły do posłuszeństwa — milczał.
— Nie masz co tu robić — dodał Ostafi — cudzy chleb jemy, a i nie bardzo chętnie go nam dają. Waść młody, czas na życie pracować i przyszłość wyorać sobie.
— Jakże ciebie ojcze zostawię?
— Jak, jak Bóg zrządził! sierotą na starość, ale o to mniejsza, byleby wam było dobrze. Ja jeszcze rady dam sobie. Co jest lepszego, kosztowniejszego ze starych pozostałości, oddam tobie, jedź, konia weźmiesz, jeszcze z biedy ci posłuży, póki lepszego nie dostaniesz. Sapiehowie z Rusi nam znani, nasi dawni opiekunowie, przyjmą cię na swój dwór. Jedź do kanclerza, ma swoje wojsko, weźmie cię. Zostaniesz dworzaninem wreszcie, jeśli w regimencie nie będzie miejsca.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.3.djvu/53
Ta strona została skorygowana.