A w nocy widział we śnie kniaź starego Ostafiego, który mu mówił:
— Wyginiecie do ostatniego! tobie ginąć przedostatnim! a Murdeljo zapłaci za Hrynicza!
— Sen mara! — rzekł wstając kniaź — czegoś tak blady, Murdeljo?
— O, i ja zły sen miałem! — odparł dworzanin.
— Zapijem głupie sny.
— Zapijem.
Gdy piją, wpada niańka młodszego syna.
— Panie! — woła. — Kniaziu, Jerzy...
— Co Jerzemu?
— Nieszczęście! Bawił się za domem. Przybiegło nieznajome dziecko z miasteczka: poczęli swawolić razem. Jerzy miał drewnianą szabelkę, a nieznajome chłopię także. I stanęli, udając bój. Tamten uderzył po ręku Jerzego, aż krew trysła.
Kniaź chwycił się za głowę i wybiegł.
Nieśli już syna.
— Gdzie to chłopię?
— Szukać! — napróżno, padło jak w wodę, nie ma. A Jerzy puchnie i dogorywa od maleńkiej rany. Wołaj lekarza.
— Dam ci majątek, uratuj mi syna!
Ten spojrzał na rękę i odparł:
— Bóg jeden mógłby to zrobić, śmierć już jest we krwi, rana zatruta jadem.
I ponieśli Jerzego na cmentarz, a ojciec sam i Murdeljo zostali.
— A co, na nas kolej? — ponuro rzekł kniaź.
Murdeljo zbladł.
— Kniaziu, pokutujmy! — rzekł — pokuta grzech zmaże.
— Ale nie odwróci pomsty. Zapijmy tę sprawę, to przypadki, to dziwne przypadki! Umarli nie wstają z grobów. Zapijmy!
— Zapijmy!
— A potem pojedziemy na sejm, na wsi mi smutno, wszystko straciłem!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.3.djvu/64
Ta strona została skorygowana.