Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

czący, o jedénastéj oznajmiono przyjście pana Joli. Mira rzuci się przeciwko niemu. Zręczny dyplomata, miał twarz marmurową, nic z niéj prawie wyczytać nie było podobna.
— Cóżeś zrobił? mów coś zrobił? zawołała impetycznie.
— Ale, naprzód trzeba wiedziéć, czym co zrobił? odparł z uśmiechem jubiler.
— Jesteś nielitościwy! — Jakże to było?
— Plan doskonale osnuty przez panią hrabinę, wykonany został z intelligencyą, rzekł zwolna jubiler. Poszedłem do pałacu kwaśny, niecierpliwy; gadałem w sieni tak długo, tak głośno, żem nareszcie gospodarza wywabił. Powiedziałem mu, że szukam pani, że mam interes ważny, niecierpiący zwłoki.
Zaczął mnie dopytywać delikatnie. Powiedziałem mu, narzekając na was naturalnie, że wy, przez waszą dobroczynność i poświęcenie dla drugich, wiecznie wpadacie w kłopoty, powiedziałem, żejesteście mi dłużni, alem dodał, że zaręczyliście za biedną familią, i t. p.
— A! to wybornie, i cóż on?
— Spytał o wielkość długu, chłodno. Zacząłem mu mówić jeszcze o was, malując jakem był powinien, wahać się zdawał, potem błagając mnie o sekret jak najściślejszy, kartkę waszą wziął, i zapłacił wekslem na Cabrit’a.
Będąc u Cabrit’a, przekonałem się, że ma u niego leżących, excusez du peu, pięćdziesiąt tysięcy dukatów, ale Cabrit mi mówił, że wszyscy goli magnaci, zwąchawszy te pieniądze, już są na czatach. Gdybyś mnie pani posłuchać chciała, i wywieźć go ztąd... bo go nieochybnie ogolą, a ta operacya, dodał Joli z ukłonem, pięknym rączkom pani pozostawioną być powinna.