Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

furmanów, oprócz tego żeńskie otoczenie pani było liczne, a kuchnia oprócz szefa rondli, obfitowała w pomocników. Na stajni przez oszczędność trzymano tylko dziesięć koni niezbędnych, ponieważ Orbeka sam zawsze chodził pieszo... On i Nero, który podstarzał jakoś w Warszawie i nudził się w zamknięciu, samotne, długie odbywali przechadzki.
Szczęście pana Walentego było cale szczególnego rodzaju, wyglądało ono na smutek i boleść. — Jak błyskawica wprawdzie przerzynały je chwile szału, uniesień, egzaltacyi, ale nazajutrz zbywszy się i nakarmiwszy swego pana, Mira wylatywała znowu i między szczęściem wczorajszém a tęsknotą jutra, nie było najmniejszego związku.
W Warszawie Orbeka mało komu był znanym, uchodził za dziwaka, i nie pociągał ku sobie nikogo. W salonie na górze jeźli się zjawił przypadkiem, to chyba żeby wyręczyć Hornima i być posłanym do kredensu, albo posadzonym do fortepianu dla zabawienia dilletantów.
Rzecz szczególna, ta Mira, która grała z takiém uczuciem Beethowena, wcale grać nie lubiła, muzyka unosiła ją na chwilkę, ale pracować nad nią nie mogła. Zaledwie rozpoczęła jedno, chwytała drugie, i nic nie wyrozumiawszy, rzucała wprędce znudzona, odkładając surowszą pracę na jutro. A jutro na nic czasu nie było, przyniesiono nową suknię, zjawił się nowy wielbiciel... zachciało się jakiegoś nieznanego zbytku.
We wszystkiém kaprys nią rządził wszechwładnie, główka otwarta na cztery wiatry była przewodnicą, serce spało, albo dawno już było umarłe.
Gdyby nie nadzwyczajna powolność i łagodność Orbeki, nieraz by już może przyszło pomiędzy niemi do sporu — ale biedny ów człowiek miał chara-