Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

ruszyły modlitwą. Czy źródła jéj wyschły w nim, czy cała ona wewnątrz duszy się kryła? któż to wie?
Ksiądz Porfiry, Bernardyn, człek zacny i uczony, ba nawet Św. Teologii magister, który ze mszą do Krzywosielec przyjeżdżał, postrzegłszy ten chłód w człowieku, dla którego miał szacunek usiłował go trochę badać i duszę mu otworzyć, ale pan Walenty z wielką go cierpliwością wysłuchawszy, odpowiedział:
— Mój ojcze, nie sądźcie człowieka z powierzchowności, różne są usposobienia ludzkie, a często ten co usta ma zamknięte najrzewniéj i najgoręcéj się modli.
I ksiądz Porfiry, jako mądry kapłan, zostawił go w pokoju, jego wewnętrznéj modlitwie.
Drugim razem, znając to jego życie, na pół żartem zagadnął:
— A już też, podczaszycn kochany, moglibyście śmiało wstąpić do klasztoru, bo i tak zakonne życie prowadzicie, a widzę u was i S. Bernarda i Summę Ś. Tomasza, i Bollardystów, i Chryzostomów i Augustynów, więc wam Teologia miła... Stworzeni jesteście do celi!
Pan Walenty się uśmiechnął.
— Gdybyż-to, gdyby tak było! — zawołał, — ale was znowu mylą pozory, mój ojcze. Nie czuję się ja godnym tego powołania, anim w takiéj zgodzie z duszą moją, żebym ją mógł jako czystą złożyć Bogu na ofiarę. A kto wié, czy kiedy do tego dojdę?
Wskazał na dopalone zgliszcze w kominku.
— Patrz, mój ojcze, — rzekł, — nie powiedziałże-byś, patrząc na te siwe popioły, że tam już iskierki nie ma pod nimi? Porusz-że je, a ujrzysz żar, który mocniéj pali nad płomię, a dłużéj nad nie trwa. Tylko że wiek przykrył go tym zimnym popiołem.