Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

mi powiedziéć nie chciał, wykręcał się, bałamucił, naostatek wyznał przyciśniony przezemnie, iż wiedział, że pałac ten za posiadania przeszłego dziedzica, miał zrobione z jego gabinetu, obróconego teraz na mój buduar, przejście do pani S. Niechciałam wierzyć, zaczęliśmy się sprzeczać. Sędzia się uparł, poszliśmy w zakład. Ale cóż się stało. Drzwi egzystowały w istocie, tylko lekko malowaném płótnem przysłonięte. Sędzia pochwycił blejtram i oderwał. Drzwi zostały odsłonięte. Natychmiast posłałam do sąsiedniego domu oburzona, przelękła, wystraszona, nie chcąc ci o tém nic wspominać, i okazało się jak najdowodniéj. Słuchaj że — możesz się o tém sam przekonać, że drzwi z tamtéj strony nie ma wcale, bo zostały zamurowane bez śladu. Zostawiono je widać, zakleiwszy, z téj strony czy przez nieuwagę, czy dla braku czasu. Otóż cała ta straszna historya, z któréj może ktoś coś ulepił, widząc, że mi się szambelanic zaleca!
A ty! dodała smutnie, grając rolę ofiary; a ty... na najmniejsze podejrzenie, nie mając żadnego zaufania dla mnie, mimo tylu przywiązania dowodów, posądzasz mnie natychmiast o tak szkaradną, czarną, nędzną zdradę! A! to okropnie.
Tak, zawołała gwałtownie, możem na to zasłużyła, przyjmując to położenie w którém się znajduję, ale przynajmniéj nie od ciebie...
Tu oczewiście wypadało płakać i Mira się rozpłakała. Orbeka najszczęśliwszy z ludzi padł jéj do nóg przepraszać, a pojednanie po pewnym oporze, gniewie, wymówkach, skończyło się wybuchem namiętnéj czułości.
Orbeka nie poszedł nawet sprawdzać opowiadania na górę, doskonała artystka łzami, wyrazem twarzy, przekonała go o swéj niewinności. On sam był nie-