Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zdaje mi się, że on tego jeszcze potrzebować nie może, odparł Sławski, wpatrując się w dziewczę i odgadując powoli to serce biedne... które się zataić nie umiało — jutro pójdę do jego plenipotenta. Stracił prawie wszystko, to pewna, ale pewny jestem, że mu jego wioseczka została, i może jakie okruchy z tego ogromnego majątku.
Anulka w milczeniu prawie ze smutkiem to usłyszała, czuła się mniéj potrzebną, a marzyła o cichém poświęceniu.. pragnęła prawie, aby Orbece nic nie zostało... prócz niéj!
To uczucie tak się wyraźnie na jéj twarzyczce odmalowało, że je Sławski jak z książki przeczytał.
— Mój Boże! rzekł w duchu — tak jest prawie zawsze w życiu człowieka, szczęście, przywiązanie, serce narzuca mu się ślepemu, gdy za niemożliwém wyciąga ręce! Jestem pewien, że niewié, i nie widzi nawet, iż anioła stróża ma przy sobie.
W téj chwili Orbeka się w przyległym pokoju poruszył, westchnął, a dziewczę pobiegło do niego... ale otworzywszy oczy, spytał o Sławskiego, i Anulka, na którą ani spojrzał — wróciła, wskazując Sławskiemu by szedł do niego, a sama znikła.
Po bardzo krótkiéj chwili odpoczynku, która go jednak orzeźwiła, zrzuciwszy brzemię spowiedzi z piersi.. Orbeka zdawał się spokojniejszym, ścisnął za rękę Sławskiego.
— Mój drogi, rzekł — coś z sobą zrobić potrzeba, pomóż mi, może będę miał siły dostać się do Krzywosielec, ale ja niewiem czy Krzywosielce są moje, czy co mam... i co pocznę... Zobacz mego plenipotenta, dowiedz się i nie kryj nic przedemną. Najsroższe ciosy przetrwałem, grzechy żywota jak zawsze niosły z sobą karę na barkach... reszta... spełni się jak tam najwyższa sprawiedliwość rozsądzi. Jeźli