Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czas leczy wszystko jak mówią — dodał Orbeka po cichu, tak, bo czas żre wszystko, wyjada serce nasze, więc z niém namiętności, żądze, unosi pamięć, a z nią nas samych... Przetwarza nas na nowych ludzi, albo, jak w moim wieku na szkielet ostygły. I to by było dobrodziejstwem.
Na tę rozmowę niebezpieczną nadszedł zamówiony Lafontaine. Sławski dozwolił mu wybadać chorego, dawszy wprzód potrzebne do zrozumienia stanu skazówki. — To badanie trwało dosyć długo, znakomity lekarz a razem znawca serca ludzkiego, odszedł z zasępioną, ale nie zrozpaczoną twarzą od łoża chorego. Sławski go odprowadził, pytając.
— Ten człowiek umiera, a chorym nie jest, odparł lekarz powoli — słabość jego cała w głowie i sercu. Należy go uspokoić, powrócić życiu dawnemu, ukołysać, a gdyby można zająć go, związać rodziną, uczuciem nowém. Tymczasowo nic, tylko spokoju!!
Przepisy dla chorego ograniczały się małemi środkami dietetycznemi i wzbronieniem wszystkiego co drażnić mogło. Ponieważ przez jakiś czas powinien był zostać w Warszawie, Sławski postarał się nająć mu mieszkanie w miejscu, gdzieby go żadne wspomnienia nie prześladowały. Znaleziono dworek na drodze do królewskich łazienek schludny, mały, w cienistych drzewach i ogródku, i tam mieli się przenieść w dni parę.
Od tego ranka i omdlenia, Anulka chodziła jak w pół zabita... czuła się ona coraz mniéj potrzebną, a biedne dziewcze samo nie wiedząc jak przywiązało się do téj istoty upadłéj, znękanéj i życia bez niéj już sobie wyobrazić nie mogło.
W niéj nie była to namiętność, coś daleko czystszego od niéj, nałóg serca, siérocego, osamotnionego,