Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

ruinie. Postanowili wspólnie ze Sławskim, użyć bodaj kłamstwa na ocalenie człowieka, który biegł w przepaść, niczem się pohamować nie dając[1].
wosielce poszłyby były z kapitałami, gdyby nie ja.
Orbeka pobladł strasznie.
— Jestem więc żebrakiem, wyjąknął cicho... żebrakiem utrzymywanym łaską przyjaciół.
Spuścił głowę, łzy potoczyły mu się z oczów, drżał cały.
— Słuchaj rzekł Pierski, trudno by mi ci to wytłómaczyć, ale ocalając Krzywosielce, uczyniłem to w ten sposób, iż przy oszczędności mogłeś długi te pospłacać. Uregulowałem to tak, iż byś niewiedząc i nieczując okupił je znowu... na to wszakże potrzebaby czasu.
— Cóż ja pocznę?! zawołał Orbeka.
— Daj mi spis tych długów, rzekł spokojnie Pierski i zostaw mi układy... ja ci pomogę... Lecz daruj mi, pieniędzy tobie nie dam, bo interesów robić nie umiesz... tego na mnie żadna siła ludzka nie wymoże.
Zamilkli... Orbeka przechodził z rozpaczy milczącéj, do niecierpliwości i gniewu prawie, nieodpowiadając już Pierskiemu, podał mu rękę zimno, skłonił się i wyszedł.

Poczciwy Sławski, który miał na sercu wybawienie Walentego, a przeczuć mógł łatwo jaki obrót weźmie sprawa, i z drugiéj strony pewne poczynił starania. Nie mogąc sam zbliżyć się do pani Lullier, użył za pośrednika jednego z przyjaciół swoich, pułkownika G. — Wiedział o jego ścisłych stosunkach z tą panią. Nie wyznał mu wszystkiego, bo się obawiał zdrady, ale opowiedziawszy historyą Orbeki, odmalował go jako zrujnowanego człowieka, który gotów był udawać że jeszcze coś ma, aby się

  1. Przypis własny Wikiźródeł W tym miejscu występował błąd składu, dokończenie akapitu było przesunięte o jedną stronę. Błąd naprawiono dla wygody czytelnika na podstawie wyd. I, Wydawnictwo Literackie, Kraków — Wrocław 1983.