Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/179

Ta strona została uwierzytelniona.

do Miry zbliżyć i prosił pułkownika by ostrzegł panią Lullier, iż Orbeka, ani wsi, ani kapitału, ani złamanego szeląga nie po siada... a pobożném kłamstwem przyjaciół tylko utrzymuje się.
Pułkownik tegoż dnia po obiedzie wszystko przed Lullier wygadał, ta zaś nie zwlekając powtórzyła Mirze, która się zaklęła w największym gniewie, że go na oczy widziéć nie będzie... i t. d.
Czuł zarazem Sławski, że rzeczy w ten sposób postawiwszy, łatwo było do rozpaczy przyprowadzić Orbekę i należało go pilnować, aby się jakiéj ostateczności nie dopuścił. — Pobiegł więc w ślad za nim, po powrocie od Pierskiego. Zastał biednego człowieka przybitego, milczącego... to chodzącego wielkiemi krokami po pokoju, to bezwładnie i na pół martwo leżącego w krześle. Nie można było z nim nawet zawiązać rozmowy.
Ostatnie dwieście czerwonych złotych, pozostałe w domu z przyniesionych przez Sławskiego pięciuset, Orbeka zapieczętowawszy natychmiast z listem odesłał Mirze.
Na list nie było żadnéj odpowiedzi, ale pani Lullier w imieniu przyjaciołki poświadczyła, że zostały odebrane.
W maleńkiéj izdebce, przed obrazem Matki Bozkiéj Częstochowskiej, klęczała modląc się ze łzami Anulka, która o wszystkiém, to jest o przybyciu swéj dawnéj pani, wiedziała... a Jan w pół drzemiąc, pół płacząc, — zdawał się nieprzytomny z obawy o swego pana, z bólu, że znowu wyjazd ten do Krzywosielec, którego tak pragnął, został... Bóg wié na jak długo — odłożony.