od tego momentu wyrzekł się woli i władzy nad sobą, pozostał nieruchomy, posłuszny temu co czynić kazano. Przywołany lekarz, wspólnie ze Sławskim i płaczącą Anulką, uradzili, ażeby bądź co bądź namówić go na wyjazd do Krzywosielec. Nie było w tém najmniejszéj trudności. Orbeka nie odpowiedział nic, ale się nie opierał. Gdy przyszła chwila wyjazdu, dał się wsadzić do powozu, do którego Sławski odprowadzający go towarzyszył mu, — i pojechał. W drodze był osowiały i milczący, nic go nie zajmowało, jak dziecię dawał sobą rozporządzać i słuchał z pokorą.
Przybycie na wieś, do tego dworku, w którym spokojnie spędził długie lata — obeszło się bez wszelkich oznak czułości i wzruszenia. Wysiadł, wszedł do pokojów, z razu chodził po nich, jakby szukając, czy wszystko było na miejscu, potem zażądał zobaczyć kaplicę. Tu przypadł na swoim klęczniku, rozpłakał się rzewnie, został długo, pomimo, iż go Sławski usiłował wyprowadzić, i wyszedł nareszcie spokojniejszy. Razem z Sławskim przeszedł się jeszcze, po ogrodzie, potém wróciwszy do saloniku, otworzył fortepian zapylony i uderzył po jego klawiszach. Zapomniano go nastroić, wydał dźwięk fałszywy, i Orbeka odezwał się po cichu, że potrzeba posłać do Kodnia po organistę. To było pierwsze jego słowo, dowodzące powrotu woli własnéj.
Od tego dnia, powoli, zdawał się leczyć z tego wrażenia, jakie na nim uczyniły ostatnie wypadki, ale o nich o swéj przeszłości od wyjazdu z domu, unikał nawet wspomnienia. Nikt też mu nie napomknął o tém.
Trzeciego dnia, jak gdyby sobie nagle coś przypomniał, pobiegł sam się dowiedziéć, gdzie i jak pomieszczono chromą Anulkę. Zatroszczył się, czy jéj
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/187
Ta strona została uwierzytelniona.