Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

cone na siebie, serce jéj jakimś strachem uderzyło, wzięła to za obłąkanie. Poczęła się tém pilniéj krzątać koło niego. Orbeka nic nie mówił, patrzał długo, nagle podniósł się, pochwycił ją za ręce, i płacząc całować je począł.
Dziewczę struchlało, niewiedząc co począć, klękło przy łóżku, wtém on krzyknął, jakby oprzytomniony nagle, z lekka ją od siebie odepchnął, i zakrywszy oczy, niedając znaku czucia, pozostał tak do rana.
Co się tam działo w biedném sercu téj kobiety, któréj na chwilę zdawało się otwierać błyskawicą niebo, i zamknęło... znowu?!
Następnych dni, powoli, przyszedł do zdrowia pan Walenty, ale, jakby zawstydzony, unikał Anulki, któréj ta chwila była jedyną w życiu szczęśliwą.
Nie wspomniał on o tym wypadku, jakby go chciał złożyć na gorączkę, chociaż był całkiem przytomnym, ale odtąd w stosunku swym do dziewczęcia, był jeszcze ostrożniejszym i zimniejszym.
I płynęły znów lata, a nic się już nie zmieniało w Krzywosielcach, ale przeznaczenie znać chciało, aby Orbeka nie dokończył tak życia w téj ciszy i pokoju... gotowało mu jedną z najmniéj oczekiwanych i miłych niespodzianek...
W pięć lat po zamieszkaniu na nowo w Krzywosielcach, w pięknéj jakoś porze wiosennéj, pod wieczór, gdy Orbeka był w ogrodzie na przechadzce z Neronem, na gościńcu dał się słyszéć turkot, który on wziął za powracające z pola wozy. Ale po chwili, pies się zerwał od nóg jego i zaszczekał, szelest posłyszał w ulicy i zobaczył zdala jakąś postać czarną, dosyć żywo podchodzącą ku niemu.
Była to kobieta!..
Kobieta nieznajoma, obca w Krzywosielcach, prawie niezrozumiałe zjawisko! Orbeka zrazu tak był