Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/196

Ta strona została uwierzytelniona.

Orbeki dowiedział się Sławski, ale to pewna, że się nie odezwał. W domu Anulka wyschła i wymizerniała strasznie, całe niemal dnie spędzając na nabożeństwie w kaplicy, Jan się położył i nie wstał, ale pan Walenty odmłodniał, odświeżył się i prawie stał wesołym.
Trwało to jakiś rok, ale na wsi nic tak nie rodzi obficie jak plotki, z najmniejszego ziarenka, plony są niepoliczone, a jak dziwne!
Zaczęto też na Mirę, na Orbekę, na jeszcze może dwóch jak ich panów, wygadywać rzeczy niestworzone, zaczęto się odsuwać, unikać. Kobiety szczególniéj do kamienowania okazały się skłonne, może przez odrobinę zazdrostki.
Wkrótce w tym warze wyżyć nie było podobna. Rozsądna i wielce zawsze praktyczna Mira, ze względu na to, że Orbeka rolnikiem nie był, gospodarzyć nie umiał, przekonała go łatwo, iż powinien był sprzedać wioskę, i na spokojne a miłe życie przenieść się do stolicy, dokąd się też i ona wybierała.
Tak się w istocie stało, acz nie bez strat dotkliwych.
Piękne owe, złote jabłuszko okolicy, kupił za bezcen, dobrze się wytargowawszy (bo znał doskonale jak pilno je było pozbyć się Orbece), dawny ekonom Sapieżyński, niejaki pan Dolfowicz. Pan Walenty, którego ex-wojewodzina poprzedziła już była do téj spokojnéj, miłéj Warszawy, z niecierpliwością wiekowi jego niewłaściwą, ostatnie węzły wiążące go do tego kawałka ziemi heroicznie porozcinał, zabrał pieniądze, sprzedał aż do remanentów wszystko, i z dosyć pięknym kapitalikiem, który samotnemu człowiekowi byłby na wygodne starczył życie, pośpiesznie uciekł do Warszawy, nawet z dawnemi nie pożegnawszy się sąsiadami.
Co się stało z chromą Anulką?