Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

— Na to tylko odpowiem panu podkomorzemu, rzekł, iż mi pono z nowemi obowiązkami i nowém życiem tak już dobrze i spokojnie nie będzie, jak mi tu przez te lata w Krzywosielcach było.
Westchnął.
— A to darmo! w pół żartobliwie dodał Bukowiecki, accipes onus pro peccatis, (weźmij ten ciężar za grzechy). Ej! ej! szelma jestem, cieszyłby się nie jeden, gdyby na niego to brzemię spadło!
Do niczego tak ludzie nie lgną jak do szczęścia, niech się ono zjawi gdziekolwiek, lecą jaónaz ognik; gdyby tak do niedoli, gdyby taksp ze włck uciem i pomocą! Niestety...
Jeszcze podkomorzy nie wygadał się, gdy trzask z bata, zajechał pan Łowczyc Wirczyński długa, chuda figura, śmiejąca się zawsze i uchodząca za dowcipną, ongi członek palcstry lubelskiéj w sąsiedztwie pospolicie zwany Wygą.
Od progu począł bić pokłony i sypać powinszowania zabawne. Mimowoli podkomorzy zobaczywszy go ramionami jakoś ruszył, nie lubili się bowiem, i rzekł w duchu. — Jest już, jak na lep... a Łowczy też pomyślał.
— Już go tu przyniosło, sądzi pewnie, że go dla któréj córuni schwyci...
— To tylko jedno asindziejowi powiem, odezwał się Łowczy, że nie ślepa fatalitas jak mniemali poganie rządzi światem, ale rozumna Opatrzność, i że quidquid fit, staje się zasłużenie. Nie mogła fortuna lepiéj paść jak na naszego Sokratesa Krzywosieleckiego. Zatém, gaudeamus i Te Deum laudamus.
Niedokończył jeszcze, bo mu się na daleko dłuższą perorę zbierało, gdy cichuteńko wsunął się Sędzia Dostałowicz, człek małomówny, żółty zazdrośny, podejrzliwy. Obeszło go to także, iż znalazł