Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.

adres — bądź pewną, że — dotrwam przyjacielem wiernym do końca. Dajcie mi także swego mieszkania numer.
Anna szepnęła spuszając oczy:
— Naprzeciw niego, przytuliłam się w biednéj izdebce, aby zdaleka choć patrzéć i zgadywać eo się z nim dzieje.
Tak chwilę pomówiwszy z sobą rozeszli się spokojniejsi oboje, Sławski z uwielbieniem patrząc na tę cichą ofiarnicę poczciwego uczucia, ona widząc w nim opiekuna i sprzymierzeńca.

Tymczasem dramat szedł biegiem przyśpieszonym do nieuchronnego rozwiązania.
Przyśpieszyła je nowa Miry znajomość — wielce oryginalna.
Był to człowiek powszechną naówczas obudzający ciekawość w Warszawie. W istocie rzadkie zjawisko. Małym chłopakiem, ubogim synem rzemieślnika, zbiegł on był przed laty z Warszawy do Hamburga, potém się dostał do Ameryki; począł tam jakiś mały handelek, i z niego przyszedł do bardzo znacznéj fortuny. Może też przesadzano w jéj ocenieniu, ale wiedziano, że miał kilka własnych okrętów, dom w Filadelfii i obszerne plantacye w południowéj Karolinie.
Przez lat kilkadziesiąt wcale o sobie znać nie dawał rodzinie, potém ogarnęła go tęsknota, zapragnął powrócić, zobaczyć, dowiedziéć się co się stało z familią, i na własnym statku przyjechawszy do Hamburga znowu, zkąd przed laty bez grosza jako majtek odpłynął, dostał się do Warszawy.
Ale tu nikogo nie znalazł ze swoich, ojciec i matka umarli, siostra i brat wynieśli się gdzieś bez śladu. Biedny jednak syn rzemieślnika, przyjętym był przez nieznane mu nowe pokolenie i ludzi dla siebie