Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/214

Ta strona została uwierzytelniona.

bardziéj może niż w Anglii times is money, pan Chryzostom ułożył, iż się pobiorą niezwłocznie. Pani mając ku temu osobiste powody, uprosiła o dni kilka zwłoki i tajemnicę. Szło jéj o pozrywanie różnych węzłów, pętelek, węzełków i sznurków, które ją z różnych stron przytrzymywały. Jedne należało poprzecinać, drugie potargać, innym zwolna dać się rozwiązać.
W czasie częstych odwiedzin Amerykanina, przyjęć jego w domu Miry, uroczystości dawanych dlań, Orbeka swoim zwyczajem wysługiwał się pokornie, cicho, posłusznie, jakby niedomyślał się nawet, na czém się to ma skończyć.
Z powodu tego nowego konkurenta, narażony na wydatki nadzwyczajne, skubany ze wszech stron, nieustannie nasyłany kwitami i rachunkami, gonił już niemal ostatkiem.
Nadchodziła godzina, gdy stawszy się nieużytecznym, miał prawo być wyrzuconym za drzwi, aby nie zawadzał daremnie. On sam przeczuwał, że to już długo potrwać nie może.
Anna przez Sławskiego, zostającego w stosunkach z bankierem, u którego tymczasowo kapitał złożył w depozycie Orbeka, wiedziała już o jego wyczerpaniu. Dozór pilny nad nieszczęśliwym musiał być co dzień troskliwszym, gdyż nieuchronna katastrofa zbliżała się szybkiemi kroki.
Przeciągnęło się jednak rozwiązanie kilka miesięcy, bo Orbeka wyczerpawszy grosz, a starając się przewlec odprawę, sprzedawał po cichu wszystko co miał, pożyczał, dokazywał cudów łapiąc pieniądze na wsze strony.
Tymczasem Mira po cichu też, przez protekcye silne, wyrabiała sobie zamianę pensyi dożywotniéj, którąby straciła przez pójście zamąż, na jednorazo-