podwójna rozwódka, niewiasta wielką rolę grająca na warszawskim bruku. Była to istota, jak utrzymywano, czarująca, ale nad wszelki wyraz płocha i zalotna; miłosnych jéj intryg nikt zliczyć nie umiał, sięgały one wszystkich kraju prowincyj, zagranicy i przeróżnych sfer społecznych. Kochało się w niéj wojsko, duchowieństwo, dygnitarze starzy, młodzi, panowie, poeci, artyści, bankierowie Pani Palmira (pospoliciéj zwana Mirą), mimo doznanych tylu przygód, które w szesnastym roku życia rozpoczęły się, nie miała nad lat dwadzieścia i pięć; była w kwiecie młodości, wdzięków, w rozkwicie dowcipu i umiejętności bałamucenia, którą podniosła do tak wysokiego stopnia, iż szła o zakłady, że każdemu komu zechce zawróci głowę. Bawiło ją to niezmiernie, gdy przywiodła mężczyznę do szału i zapamiętania, a prawdę rzekłszy, to tylko jedno może stanowiło cały życia jéj cel i interes.
Rozwódka, swobodna, dosyć majętna, przynajmniéj tak z życia jéj sądzić się godziło, trawiła żywot w sposób najdziwaczniejszy, widywano ją z kolei to u wód, to w stolicy, to na wsi, to najdalsze przedsiębiorącą podróże, a wszędzie, gdziekolwiek zjawiła się, ciągnął za nią szereg wielbicieli. Bez tych obejść się nie mogła, gdy armia ta ją opuściła natychmiast rekrutowała sobie nową, a przychodziło jéj to z największą łatwością. Zresztą równie łatwo potém pozbywała się śmiechem i obojętnością, lub szyderstwem natrętów.
Mira była maleńkiego wzrostu, (choć na wysokich korkach nosiła trzewiczki), nader zręczną, okrągluchna, biała i różowa jak cukierek; włosy blond, jasne nieco, na czerwoną barwę zarywające, twarzyczka dziecinna, okrągła, z dołkami od uśmiechów, ząmbki jak perełki, rączki jak u dzieciny, nóżka do
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.