Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.

nych oczek na poduszkę, serce się jéj ścisnęło jakoś, odegrawszy tę rolę pokornéj kuzynki, zalecającéj się krewnym, rolę, do któréj wcale nie była przywykła. Ona rozpieszczone dziecię, obsypywane hołdy, obwiane kadzidłami, teraz — zmuszoną była korzyć się łasić, aby przejednać i uprosić pobłażanie.
Ale łezki te nie lały się długo, wprędce osuszyły je nadzieja, marzenia, projekta, a przytém potrzeba było nie wypłakiwać oczek, aby je mieć jasne i wesołe na jutro.





ROZDZIAŁ II.

Dzień ten uroczysty nadszedł wreszcie, a u państwa podkomorstwa, jakkolwiek przyjmowanie gości było rzeczą bardzo zwyczajną, od rana niezmierny był ruch w domu. Przyczyniało się do tego po troszę i przybycie pięknéj Miry, dla któréj też wystąpić nieco wypadło.
Sama jejmość, najmłodsza z panien wydelegowana do departamentu kuchennego, rezydentka, która rządziła bielizną i srebrami, podkomorzy władnący lochem i napojami, od ósméj byli czynni. Ludzie processyonalnie snuli się, niosąc rozmaite aparata do sali jadalnéj.
Piękna pani, wczoraj przybyła, nieukazała się rychło, zasnęła długo, potém ubierała się dość czasu, naostatek wymówiła się pisaniem jakichś listów aż do obiadu.
Panienkom tylko dozwolono było dobiegać do