starego, to był może pierwszy powód, dla którego rzuciła się w świat, nie mając czém serca wyżywić w domu. Młody chłopak zbałamucił ją, rozwiódł, i... nie ożenił się, bo rodzina nie dopuściła. Stracił dla niéj znaczną część majątku... rozdzielono ich. Po nim nastąpił książe S., który, jak mówią, obiecywał ożenienie, ale dostawszy od żony policzek, pomiarkowawszy, że co miał, poszło wszystko na śliczne oczki, że ruina grozi, cofnął się. Podczaszy ożenił się z nią późniéj, ale niedługo wytrzymał, gdyż piękna pani nosiła wprawdzie jego nazwisko, traciła jego peniądze, mieszkała w jego pałacu, ale z nim żyć nie chciała. Nowy rozwód nastąpił, w dosyć podobno dobrych dla pani warunkach. Mąż ratował część fortuny, odstępując resztę zbytnicy. Mówią że i tę już pożarły podróże, fantazye, stroje, rozrzutności wszelkiego rodzaju.
Nie liczę ci innych ofiar, które wymieniają, oskubanych, podrujnowanych, lub całkowicie zniszczonych przez piękną Mirę, ma ona tu sławę nienasyconego na pieniądze żarłoka. Nie może się obejść bez nich, na to, by je wyrzucać oknami. Ale od niejakiego czasu strzegą się jéj wszyscy. Urok ma miéć niesłychany, i umie zrobić z siebie co zechce, nawet niewinne, skromniutkie dziéwczę. Nic to jéj nie kosztuje, ma to w naturze.
Gdy Sławski z zimną krwią anatoma opowiadał, Orbeka wpatrywał się w wystrojoną panią, która śmiałemi oczyma przebiegała teatr, główką i uśmiechami rozrzucając ukłony, niezliczonym znajomym. Była ubrana z wielkim smakiem, z różą we włosach, z naszyjnikiem szmaragdowym na białych ramionach, z rączkami obnażonemi, cała w koronkach i gazach. Wyglądała jak kwiatek w ozdobnym świeżuchnym koszyczku. Przy téj wiosennéj świeżości
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/60
Ta strona została uwierzytelniona.