Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

Będę mówił długo i z pewnością nudnie, ale noc jest tak piękna, a tyś w takiém ducha usposobieniu, że możesz posłuchać. Dla mnie to gratka miła wywnętrzyć się z myśli, któremi rzadko z kim w życiu się dzielę.
Nie sądź, ażebym nie rozumiał tego niebiańskiego szczęścia, jakie miłość dać może; ale taka miłość, to wielki los wygrany na loteryi życia. Na sto tysięcy ludzi, jeden może go chwyta.
Ta miłość idealna, iluż potrzebuje warunków, aby była jasną gwiazdą żywota, sympatyj, temperamentów, namiętności, harmonij charakterów, szczerości serc, miłości z ciała i miłości z ducha, szacunku, wiary? Niech jeden ton fałszywy znajdzie się w téj gammie, cały śpiew w dysharmonią się rozprzęgnie. Taka miłość trwała, to rara avis in terris... liczą w historyi za osobliwość te stadła serdeczne. Marzyć więc o niéj ludziom, choćby najgoręcéj spragnionym tego niedostępnego szczęścia, jest-to czas tracić marno i usychać na łodydze.
Ja życie inaczéj rozumiem, mijając nawet cel jegopoważny, główny, udoskonalenie człowieka, podnieci sienie go, wyszlachetnienie — to pragnienie miłości zwracam ku innemu celowi, kocham naturę, piękność wszelką, i to ją co odtwarza — sztukę. W niéj szukam nasycenia, szczęścia chwilowych a niezmąconych niczem rozkoszy. Tak i ty niegdyś pojmowałeś życie.
Na widok obrazu pięknego, posągu, zachodu słońca, wspaniałéj okolicy, słuchając muzyki, czytając poezyą, używam, łączę się ze światem, żyję, czuję żem wyższą istotą, i dosyć mi na tém.
Chwilka szału, którąbym gorzko opłacić musiał upokorzeniem, zawodem, żalami, zdaje mi się niegodną ścigania, upadlającą człowieka.