Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

Ze stanu barbarzyństwa powoli wychodząc człowiek, gdy od pracy mechanicznéj do coraz uszlachetniającéj go bardziéj postępuje, — traci powoli rękę pierwotną nieledwie podobną do rozszczepionéj łapy zwierzęcia, do kosmatéj pięści goryla i wyrabia rękę inteligentną, rękę czułą, zręczną, silną razem i piękną. Tylko plemiona dawno wykształcone, mogą mieć te ręce, które podobało się nazwać arystokratycznemi, a które są rękami nerwów i rozumu, bo ręka nie przychodzi od razu, na nią jak na typ twarzy pracują plemiona i pokolenia.
Dziwna rzecz, że w człowieku naprzód się wyszlachetnia oblicze, naprzód wypiękniają rysy twarzy, a na ostatku ręka.
Są całe narody, jak niemiecki, których rysy fizyognomij już są cywilizowane, a ręka jeszcze rzemieślniczą i ziemską.
O ręce ludzkiéj, księgi by pisać można; nie dziwujemy się wcale chiromancyi, bo chirognozyą mamy za naukę posiłkującą fizyognomice, bez któréj ona pełną być nie może. To pewne, że kto ręki człowieka bacznie nie obejrzał, ten go jeszcze nie zna. Jeden wszetecznie brzydki palec, odstręcza i przestrzega, będzie tam wszystko piękne, a coś ułomnego w charakterze, gdzie ręka jeszcze kaleka. Kto się nad tém kiedykolwiek zastanowił, nie posadzi nas o przesadę.
Rękę wykształconego człowieka, Bóg dał jako przestrogę dla ludzi, aby go po niéj poznali, jestli całym takim, jakim się wydaje.
Mira miała ręce przecudne, pociągające, białe, drobne bardzo pozakańczanemi, z dłońmi jakby tenną pomalowanemi na czerwono, ale w patrzywszy się w nie, rączki te przestraszały. Były suche, zimne, elastyczne, a bez czucia. Właścicielka, mimo staran-