Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

ujrzał szambelanica, którego traf sprowadził, dla rozczarowania czarowanego tak usilnie Orbeki.
Przybyły postrzegł go.
— A ty! tu także? prawda! ty tu teraz na służbie! Gdzież la petite? kto tam z nią? c’est du nouveau?
Ruszył głową.
— Mirciu, odezwał się, przecież kiedy stary przyjaciel przychodzi, przez pamięć, jeźli nie jego serca, to jego wypróżnionéj kieszeni, godzi mu się uśmiechnąć. Ou est-elle? za wazonami. Znam ten kątek, ale mnie tam bywało ciasno.
Lullier zrazu trochę także rozśmieszona tą awanturą, ulitowała się nad przyjaciółką.
Gruby gość spojrzał na nią, pogroziła mu na nosie
— A! pani tu! przepraszam, nie postrzegłem Macnął się po głowie. Wszakże wszedłem w kapeluszu, ale tu, to wszystko mi wolno. Mira est une bonne petite.
— Ale cichoż na Boga! tupiąc nogą, odezwała się Lulier, szanuj że...
— No, ba! co mam szanować? hę? ciebie? farceuse? czy ją? czy tych co tu bywają? pardon!