Historya to stara jak świat, smutna jak grób... Przypomnijcie sobie sobie Kleopatrę, którą niewolnicy zawiniętą przynoszą temu, którego czarować postanowiła; Dalilę i Samsona, Omfalę i Herkulesa, i tysiąc innnych powieści klassycznych i nie klassycznych, w których kobieta uprzedzonego zawczasu o jéj płochości mężczyznę, u nóg swych zwyciężonego kładnie. Cóż gdy mężczyzna nie jest ani Samsonem, ani Herkulesem, ani Cezarem? Nic bowiem słabszego nad mężczyznę, któremu się uśmiechnie to szczęście co się zowie miłością, a najczęściéj... Widzieliście pewnie w lasach południowych krajów, na murach i gruzowiskach miłosne bluszcze, opasujące pnie, okrywające rumowiska? Jakże czule obwijają się one na piersi swych ulubieńców! niestety! drzewa schną w tych objęciach i mury się kruszą.
A na górze... bluszcz się zieleni, jak ślicznie powiedział Fredro.
Choć stare to dzieje tych bluszczów i tych — z przeproszeniem — pni — nie mniéj są one psychologicznie ciekawe. Każda z takich historyjek ma swe strony nowe, coś czem się od innych odznacza, co oddaje do historyi powszedniéj... miłości. Zda się też
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ VII.