Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostap Bondarczuk.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.
VIII.

We dwa dni po opisanych wypadkach, hrabia odzyskał przytomność zupełną. Alfred i Misia nie odstępowali od jego łóżka — obaczył ich i wyciągnął rękę, jakby się z długiego snu budził, z długiej powracał podróży.
— Winienem ci życie — rzekł do Alfreda.
— Stryju kochany, nie mnie je winieneś, innemu.
Znak Misi, która lękała się, żeby imie nienawistnego człowieka nie wzruszyło ojca zbytecznie, przerwał Alfredowi.
— Któż tu był? — spytał hrabia.
— Lekarz — odpowiedziała Misia.
— I tyś mi przecie powróciła! — z wymówką zawołał stary — gdybym nie zachorował, nie byłabyś sobie przypomniała ojca.
— Papo, kochany papo, winnam, nie wymawiaj mi — zostaw to na później, gdy będziesz zdrowszym.
Lękając się znużenia, nie dano długo mówić hrabiemu. Szybko przychodzić zaczął do zdrowia, silny w sobie, nie wycieńczony ani myślami, (których nie nadużył) ani żadnym zbytkiem, prędzej niż drudzy odzyskiwał dawne siły. Ostap nie pokazał się więcej we dworze, u łóżka chorego, ale codziennie wzywany przez Michalinę, z nią i Alfredem spędzał część wieczora.
Choroba straszliwa, dziesiątkująca w okolicach niektórych wsie i największe osady, powoli ustawać poczynała; liczba chorych i umierających zmniejszała się; a pobożny lud przypisywał cudowny skutek wystawionym na drogach krzyżom.
Alfred przenikliwie poglądając na Eustachego i siostrę, lękał się nowego ich zbliżenia; Misia codzień