mniej ukrywała namiętne przywiązanie, utaić się już niczyim oczom nie mogące, dla człowieka, który z uszanowaniem, bojaźnią, smutkiem zbliżał się tylko do niej. Zdaje się, że udana czy prawdziwa obojętność Eustachego, jątrzyła jeszcze Misię. Nie tając się przed Alfredem, okazywała jawnie, przerażająco — że go kochała. Często odchodziła wieczorem we łzach cała, bo on jej rozumieć nie chciał. Napróżno pani des Roches przelękniona jak Alfred postępem przywiązania tak dziwnego, bez przyszłości i nadziei, starała się wszelkiemi sposoby sprzeciwiać się, przeszkadzać schadzkom wieczornym. Misia samowolna, rozkazująca, niepokonana, zawsze potrafiła postawić na swojem.
Jednego wieczora zostawszy sama z Alfredem, tak niespokojnie chodzić poczęła od okna do drzwi, zaglądać, podsłuchiwać obiecanego przybycia i utyskiwać głośno, że brat nareszcie, postanowił nie tając dłużej podchwyconej tajemnicy, oświecić ją o przyszłości.
— Kochana Misiu — rzekł — możesz mi wierzyć, że kocham Eustachego, jednakże jakkolwiek wiele mu winni jesteśmy, jakkolwiek go szacuję i przywiązany jestem do niego — twój niepokój o niego, twoja wdzięczność przechodzą może granice.
— Granice czego? — spytała Misia urażona.
— Na Boga, nie gniewaj się siostrzyczko! mnie się zdaje — ja się może mylę.
— Powiedz-że całą, całą myśl twoją Alfredzie — dodała spokojnie.
— Ty go kochasz chyba! — zawołał nie wiedząc jak inaczej to wyrazić.
Michalina stanęła, spojrzała, podała mu rękę i spytała cicho.
— Bracie — a gdyby tak było?
— Gdyby tak było, Misiu — znaczy — że tak jest! Nieszczęśliwa jesteś i boleję nad tobą. Jest to miłość bez jutra i nadziei.
— O! wiem przecie o tem! — odpowiedziała siadając w krześle i zakrywając oczy — dawno wiem o tem. Ale możnaż, powiedz mi rozkazać sercu, żeby
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostap Bondarczuk.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.