Ale to tylko pierwszy widok nieporównanego Kamieńca. Cały dzień potem musieli, posłuszni ciekawości, obchodzić tę relikwję przeszłości, ten drogi zabytek dawnych czasów, który jak wszystko na świecie zrzuca powoli starą szatę, aby wdziać nową, ściera z czoła pamiątki, by się inaczej ustroić.
Nie wiem, czy które z miast naszych pochlubić się może tylą pamiątkami sławnemi, co Kamieniec. Na każdej uliczce zastanawiają cię, to stare herby ryte na kamieniu, to napisy, to znaki, to podania. Do koła rozwaliny przepyszne obronnych murów, baszt, mostu zwanego Wycieczką, pięknych bram, zatrzymują, każą dumać o przeszłości. Zewsząd widoki tak piękne, wielkie, malownicze! Ale niczemby one były bez tych piętn drogich, które spotykasz wyciśnięte wszędzie.
Tam herb, tam napis, ówdzie kształt budowy, znak, data, wstrzymują — zadziwiają. W żadnem z naszych miast nie ma ich tyle — i z tak różnych epok. Postrzegasz tu obok Stanisławowskich, Jagiellońskie orły i tureckie cyfry — na Bramie Polskiej stare herbowne znaki, mówią do ciebie językiem XVI. wieku. Gdzieindziej — oto domostwo pobytem Stanisława Augusta nacechowane! biedne — nie ma się czem chwalić; w kratach drugiego czytasz herby litewskiej książęcej familji; z rozwalin sądowniczego domu nad okny mówi ci jeszcze poważny, wspaniały głos przeszłości:
Ówdzie jakby dziwaczną igraszkę nad drzwiami gmachu służącego do obrad szlacheckich, wmurowano kamień szydersko mruczący:
Któż to tak dowcipnie tu zastosował? i tę prośbę utrapionych od Turka mieszkańców Kamieńca zmienił w wykrzyk satyryczny.
Począwszy od Karwasarów, od polskich folwarków, gdzie stąpisz zdumiewasz się pamiątkom i ich liczbie na tak szczupłej przestrzeni nagromadzonej. W Wietrznej bramie, którą od polskich folwarków do miasta się dojeżdża, zastanawia napis, a bardziej jeszcze reszty