Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostap Bondarczuk.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.

— A prawda! zapomniałem, trzebaby dać mu przynajmniej jeść.
— Jeść! mężu! — odezwała się dziwnym głosem Anna. Ktoby cię nie znał, wziąłby za niewdzięcznego lub nieczułego, kamiennego człowieka.
— Mogęż mu co uczynić więcej? — spytał graf.
— Mnie się zdaje — odpowiedziała żona — że możesz go uwolnić, wychować przyzwoicie i lepszy mu los zabezpieczyć. Mnie się zdaje, żeśmy nawet obowiązani do tego.
— Doprawdy? może! może to być! Rób jak chcesz!
Po tej rozmowie, hrabina posłała po Ostapka, którego ledwie wynaleziono, ukrytego w ogrodowej budzie. Nazajutrz odziany, nakarmiony, przyjęty między dworskich, odżył już biedaczek.
W rok potem hrabina odsyłała go do szkół; i ot jak opuszczony sierota, dziwnym trafem wychodził na człowieka.
Mrzozowski zabrawszy żonę i dzieci, pojechał na Podole, gdzie wziął majątek spustoszony w dzierżawę. Hrabia nigdy nawet o nim nie wspomniał.