Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostap Bondarczuk.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

razem przebytych zatarło nieco wspomnienia wielkiego przedziału, jaki między mną a tobą los wyznaczył. Przyjaźń prawdziwie młodzieńcza, bez względów na stan i położenie, na towarzyskie nasze stanowiska, łączy biednego sierotę z znakomitym młodzieńcem. Pozwalasz mi zwać się imieniem przyjaciela, wyciągasz mi rękę jak bratu! A! Bóg ci to nagrodzi! Tyś dla mnie był wielkim dobroczyńcą, kto wie, nie większym li tylko od pierwszego? Ale wyjątkowo jedno serce, co się ku mnie skłoniło, nie zaślepia mnie na przyszłość. Z powrotem do kraju wracam w poddaństwo do pierwszego stanu, jestem wystawiony na tysiąc nieprzewizdianych upokorzeń. Ci, co są mojemi braćmi ze krwi, nie mają moich myśli i zbracić się ze mną nie mogą nigdy; ci, co są braćmi z myśli i ducha, odepchną, bom dla nich nieledwie coś niższego od człowieka, krewny Eskimosów i małpy.
— Dla czego?
— Bom się urodził poddanym, chłopem.
— Domysły zawczesne i próżne.
— Nie, kochany Alfredzie — w naszym kraju skutkiem kilkusetletnich nałogowych już wyobrażeń, szlachcic tylko jest człowiekiem, reszta ludzi rozgranicza go tylko od małpy. Kto nie jest szlachcicem, czyni się nim, podrabia nazwisko, wszywa się do herbu i kłamie sobie krew rycerską.
— Zrób więc i ty tak.
— Na Boga, nie powtarzaj tego! Ja! ja jestem dumny, mówiłem ci i mówię, z mojego pochodzenia — byłem i jestem chłopem, synem chłopskim nic więcej. Zważ teraz co wyniknąć może z tej nierówności stanu mojego z wyobrażeniami i wychowaniem?
— Co może wyniknąć, — rzekł Alfred zginając laskę w ręku niecierpliwie. — Ja nic nie widzę, nie rój sobie mar próżnych. Wychowanie da ci wstęp wszędzie.
— Upokarzający.
— Nie rozumiem dla czego?
— Wstęp zresztą, pozwalam, nawet grzeczne przy-