ką, jak go uważać i postępować z nim mają.
— Słyszę, ale nie pojmuję cię, papo.
— Zdaje mi się jednak, że dość łatwo.
— Łatwo pojąć, a wytłómaczyć sobie trudno, dodała córka, dla czego, kochany papo, odebrać mi chcesz przyjemność usłużenia komuś? Będę posłuszną — nie mięszam się do niczego.
To powiedziawszy odwróciła się Misia i szybko poszła ulicą. Hrabia pozostał sam na sam z listem w ręku, zmięszany, bo ile razy córka się z nim w ten sposób rozstawała, męczył się jej złym humorem i przemęczywszy, ustąpić jej wreszcie musiał. Na ten raz chciał użyć całej swej powagi, ale mu się nie udało.
Przewidywał że zostanie zwyciężony, jak zwykle. Z drugiej strony, niepojęty jakiś wstręt, niewytłumaczoną czuł odrazę dla przybywającego sieroty. Wychowanie dane mu początkowo draźniło go niewypowiedzianie; sto razy chciał zepchnąć to dziecię w pierwszy jego stan, sprzeciwiał się wreszcie wyjazdowi Eustachego za granicę z Alfredem. Ale naówczas żyjąca jeszcze żona wymogła, że na to pozwolił. Teraz, gdy miał już powrócić sierota, hrabia doznawał jakiejś niespokojności, zbroił się na ten powrót jak na wojnę. Codziennie powtarzał sobie:
— Z tego nic dobrego nie będzie. Żmiję odgrzewam, pewny jestem! Nie ma przykładu, żeby kiedy z chłopa co dobrego wyszło. Będzie to zazdrośne, nienawistne, podłe. Doniesienia o talentach, o nauce jakiej nabywał Eustachy, gniewały hrabiego.
— Tem gorzej, mówił — tem niebezpieczniejszy będzie. Musi mieć złe serce, a przy dobrej głowie to daleko prowadzi.
Hrabia roił sobie w Eustachym nieprzyjaciela, bo czuł że go nienawidził, i że nienawiść zawsze się prawie nienawiścią płaci i wstrętem.
Wedle starego zaś aksiomatu, nie spodziewał się nic dobrego, po chamie, jak go nazywał. Liczne przykłady, wspierały go w tem przekonaniu.
— Krew, mówił, w sobie, krew dobra — dobra rasa
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostap Bondarczuk.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.