Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostap Bondarczuk.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

— Z towarzyszem!
— Zawsze swoje, sługa nie jest towarzyszem! Cóż znowu!
Misia ruszyła ramionami.
Kiedy się to dzieje w salonie, a wrący niepokojem hrabia hamuje się by nie wyjść naprzeciw, druga scena odbywa się w ganku. Z powozu wysiedli Alfred i Eustachy; ale w chwili, kiedy do sieni wchodzić mieli, Eustachy zadrżał, pobladł i wstrzymując towarzysza, rzekł do niego po niemiecku, aby ich ludzie zrozumieć nie mogli:
— Hrabio, znam nadto twojego stryja, a szanuję go nadto jako dobroczyńcę mego, żebym się ośmielił bez jego pozwolenia wnijść z tobą. Zostanę tutaj.
To mówiąc, odwrócił się, otarł pot z czoła bladego kroplami występujący, i siadł na ławie ganku.
— Zwarjowałeś! — zawołał Alfred. Co ci się dzieje?
— Nie mogę wnijść.
— Byłeś ze mną w salonach nie jednego poselstwa w Berlinie, a obawiasz się?
— Bo tam hrabio, każdy coby mi mógł uchybić, był dla mnie obcym — rozumiesz? Tu — mam obowiązki a jestem dumny — dorzucił ciszej. Wystaw sobie obelgę, gdybym ją wymierzoną ku mnie zimno znieść musiał! Nie pójdę — na Boga — idź sam, zostaw mnie i spytaj tylko czy mi wolno.
Wzruszenie głos mn zatamowało.
— Pozostaniemy więc zapewne oba w ganku, bo ja bez ciebie nie pójdę. Co za szaleństwo! co za myśl! Każdyż nie ma prawa wnijść? a ty wchodzisz z podzięką.
— Tak, ale wchodzę z tobą, za tobą — wchodzę jako — jako... Ja nie wiem, ja nie mogę. Nie pójdę.
— Opamiętaj się — szepnął Alfred, wystawiasz mnie i siebie na śmiech sług, co tu stoją, zmiłuj się.
— Idź, rzekł Eustachy, idź naprzód. Wnijdę potem. To mówiąc zerwał się z ławki i uskoczył w dziedziniec.
Alfred postał chwilkę, ale prędko przyszedłszy do siebie, naciągając rękawiczki i poprawując włosów dorzucił: