Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostap Bondarczuk.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.

wskazał więc zaraz w przedpokoju ogromnego draba kozaka Dubinę, polecając mu aby tego pana zawiódł na stancją hr. Alfreda.
Z spuszczoną głową stanął, potem ruszył się Ostap, gdy Dubina szydersko zawołał bez ceremonji:
Chodym.
Sto oczu z różnych stron, z pootwieranych drzwi, okien, z za węgłów, wymierzono na pochód przez dziedziniec przybyłego Ostapa. Koło folwarku, gdzie mu naprzód wyznaczono kwaterę, stał tłum parobków, gospodyni, praczki, kuchty, woźnice, oczekując na niego. Pod oficyną także liczna cisnęła się służba.
— Oto on, to on! — szeptali, zbliżając się wszyscy. — Patrzaj! to on!
— E! to nie może być! to nie on!
— Dalibóg, że on!
— Nie on.
Posłyszał to Ostap, podniósł głowę i oczy łzawe, westchnął i tę ciżbę ciekawą powitał. Serce mu mówiło, że to są biedni bracia i zabiło na widok nędzy, zezwierzęcenia ich. Łzy grające pod powieką, potoczyły się wolno po twarzy, nikt ich nie widział. W tej chwili Dubyna otworzył drzwi oficyn i pokazując mieszkanie Alfreda — rzekł:
Ot tut!
My powrócim do salonu.
Wiecie zapewne czem jest zwykła nasza rozmowa na wsi. Dzieli się ona powszechnie na trzy kategorje — gospodarską, literacką i potoczną. Gospodarska nigdy się nie zjawia w salonach pańskich, lub za pańskie uchodzących, krom przy komisarzu z rana, przy gościach nie uchodzi. Literacka trwa krótko i jakkolwiek poczęta, kończy się na francuzkim najnowszym romansie. Potoczna składa się z plotek, opowiadań, domysłów, nowinek. Jest to coś w sposobie bigosiku, który po szlacheckich domkach dają na wieczerzę, zebrawszy różne mięsiwa obiadowe ku temu celowi, z octem, rodzenkami, jabłkami i t. p.
Tego to rodzaju klejona i zbierana rozmowa, swo-