rze, oświecał ulicę wiejską, szeroko rozbudowaną i daleko się ciągnącą.
Po obu jej bokach czerniały jeszcze w cieniu stojące chatki nizkie, ciemne, w których okienkach gdzieniegdzie połyskiwało czerwonawe światełko łuczywa. Po nad dachami domostw wierzba rozczochrana, brzost wysmukły, brzoza w białej sukience, osina z drżącemi liśćmi wznosiły się jak cienie strażnicze. Tu i ówdzie w ulicy, w dziedzińczyku żuraw’ studni szyję długą wyciągał; komin zakopcony wyciągał się wyżej. Dalej jeszcze cerkiew o trzech kopułach, o krużgankach mrocznych odbijała się na wyjaśnionem niebie, ciemno dołem, jasno górą, blachą połyskującą obita. — Z za płotów misternie skleconych z słomy, patyków, ziemi, krzewów, zwieszała się wiśnia, jabłoń, stara grusza osmolona. Cicho było na wsi — cicho, gdzieniegdzie śpiew smutny, głos stłumiony się odzywał, a z dalekiej karczmy tylko wrzawa, skrzypce i cymbały brzęczały. Ten krzyk pijanego wesela jeszcze dobitniejszym czynił smutek wsi jakby pustej, jakby wymarłej. Wszyscy już byli po chatach, niektórzy spali.
Ostap szedł z uczuciem nieopisanej tęsknoty przez wieś, szukając rodzinnej chaty.
Pamięć jego żywo mu przedstawiała miejsce na którem stała, zgliszcze spalonego domowstwa, rozwalony piec, sterczące nie dogorzałe węgły. — Szedł z bijącem sercem ku niemu, ale inaczej je znalazł.
Podwórko zagrodzone, chata nowa — stara tylko grusza jeszcze się trzymała, jakby na świadectwo że było zgliszcze. Poznał Ostap rodzinną siedzibę — oparł się na częstokole i zadumał.
Fałszywe było zapewnienie rządcy, który hrabiemu ręczył, że Ostap nie ma krewnych nawet we wsi. Rodzice jego zmarli byli wprawdzie z gorączki, ale krewni, babka stara żyła; po uspokojeniu w r. 1813 wrócili wszyscy. Ostap póki był w kraju często ich widywał; ale teraz dawno już wieści nawet nie miał o nich, nie wiedział czy żyli. Brat ojca zajął chatę po zmarłym i mieszkał w niej z babką. Kiedy Ostap wyjeżdżał
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostap Bondarczuk.djvu/65
Ta strona została uwierzytelniona.