— Złamać go niepodobna.
— Ja myślę przeciwnie. Hrabia cię uwolni.
— Nie zechce.
— Ja, pozwól i nie obrażaj się, ja z nim o to traktować będę.
— Słuchaj Alfredzie — rzekł głosem pełnym wzruszenia Eustachy. — Winieuem mu moje wychowanie, mam się czem wypłacić, wypłacę się pracą. Mógłbyś wprawdzie złożyć za mnie i zapewne myślisz o tem, ale ja na to nie pozwolę. Dość ludzi kosztowałem, czas samemu myśleć o sobie. Ciężki może, upokarzający los mnie czeka, ale go zniosę mężnie. Czuję w sobie siły. Jeszcze słowo — mam obowiązki, rodzinę, ludzi biednych, braci wieśniaków, których opuszczając samolubnie, byłbym winien na sumieniu. Zostając tu, będę im użytecznym — zostanę. Jakkolwiek wielki nas dzieli od siebie przedział, ja ich kocham.
Alfred w milczeniu uścisnął rękę przyjaciela.
— Posłuchaj mnie — rzekł — ślicznie mówisz, ale to są marzenia. Zostając tu, cóż ty potrafisz jeden, bezsilny przeciw wszystkim? Kochasz ich, a patrzeć będziesz zmuszony na męki braci, nie mogąc na to zaradzić. Co się tyczy kosztów położonych na ciebie, dopiero w tej chwili wyznać ci muszę, że większa ich część, z innego niż myślisz, źródła. Jesteś więc wolny. Zaklinam cię, pozwól mi mówić z hrabią. Z dzisiejszego przyjęcia widzę, jak mu ciężysz, zgodzi się na to łatwo. Później stałbyś mu się potrzebnym i byłbyś więźniem na wieki.
Ostap myślał.
— Zostanę tu — rzekł — nie mów Alfredzie, że się na nic biednym braciom nie przydam; słowo pociechy, grosz posiłku, są wielką dla nich rzeczą.
— Ani słowa twego, ani grosza panem nie będziesz — przerwał pierwszy — zostając tutaj; oswobodzony lepiej im użytecznym być potrafisz. Zresztą może być, że się ułożę z hrabią o uwolnienie całej twojej familji.
— Familji! — zawołał Ostap — cała wieś mi familją, wszyscy ci biedni braćmi, jedna u nas krew
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostap Bondarczuk.djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.