Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostap Bondarczuk.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

strzedz ciebie i starać się ostatniego po mieczu z naszego rodu wywieść do dawnej świetności i znaczenia naszej familji. Nie taję także... miałem myśl... sądziłem... że może... że jeśli... — począł się jąkać.
Michalina przerwała:
— Żeś mnie Alfredowi przeznaczał.
— Nie przeznaczałem, ale myślałem, spodziewałem się...
— Nie umiem wyrazić mojej wdzięczności — przerwał Alfred — ale takie szczęście radbym u Michalinki najprzód wyjednać dla siebie. U niej o nią starać się chciałem, nie inaczej.
Misia podziękowała mu wzrokiem.
Hrabia ciągnął dalej:
— Po takiem wyznaniu, myśl moja całkowicie upada; związek staje się niepodobieństwem. Nadto daleko rozeszły się nasze sposoby pojmowania przeszłości, ludzi, rzeczy, nadto po swojemu widzisz świat. Nie myślmy więc o tem więcej. Uwalniam twego przyjaciela cyrulika i zostawiam ci wolność zajęcia się medycyną i rymarstwem, ale od tej chwili związki między nami ustają na zawsze.
Alfred zimno się ukłonił.
Misia milczała.
Hrabia wysapać się jeszcze nie mógł.
— Godzę się na twoje warunki, stryju, i poddaję im, bylebym miał zupełne, prawne i formalne ustąpienie człowieka tego, jeśli człowieka ustępować i przedawać można! Co się tyczy projektów dawnych, o tych ziszczeniu Misia, zdaje mi się, najlepiej ma sądzić prawo.
— Misia nie ma najmniejszego prawa! — zawołał hrabia.
— Sądzisz papo tak?
— Proszę cię Misiu...
— Oznajmuję papie, że jutro wyjeżdżam do ciotki, tam przynajmniej będę miała prawo widywać kogo mi się podoba. Dobranoc papie i żegnam go.
Nie czekając odpowiedzi, żywo podała Alfredowi rękę, zawróciła się i wyszła.