— Sam nie wiem, w świat, gdzie oczy poniosą; pozostać tu nie mogę.
— Ja nie widzę przyczyny! — zawołała Misia.
— Alfred sam radzi mi wyjazd, ja widzę jego potrzebę, a jakkolwiek boleśnie rozstać mi się z tymi, którym winienem wszystko, których skrzydła anielskie osłaniały mnie dotąd, muszę, i w potrzebie kroku tego czerpię siły do spełnienia go. Przyjm więc pani pożegnanie od tego, który za nią, za ojca jej gotów jest krew swoją przelać, oddać życie.
Michalina spuściła głowę, zamilkła.
— Jedziesz pan — odezwała się po chwilce — nie umiem mu odradzać, choć nie rozumiem nagłych do tego przyczyn; jedź więc, ale nie zapominaj o nas.
— Nigdy! — zawołał z zapałem młodzieńczym Ostap podnosząc ręce. — O! nigdy! A jeżeli w jakimkolwiek razie potrzebnem będzie życie moje, zawołajcie — przybędę i oddam je z rozkoszą.
Dwie łzy zakręciły się w oczach Misi.
Zaczęto się żegnać i wyjeżdżać. Alfred z Eustachym przeprowadzili gości aż pod Surów.
Nazajutrz rano pocztowe konie w prostym wózku uniosły z tumanami pyłu doktora Eustachego ku Warszawie.
Nie pójdziemy tam za nim; pozostać musiemy w Surowie i Skale.
Hrabia coraz bardziej udręczony samotnością, pisał do córki, która mu odpowiedziała, że chce jeszcze pozostać przy ciotce. Dwojako dręczył go pobyt ten w Surowie: raz, że został osamotniony, bo zwyczajni goście, pretendenci do ręki Michaliny, przenieśli się do domu ciotki; powtóre, że bliskość Skały, codzienne odwiedziny Alfreda, niespokojnym go czyniły. Od czasu zaś, jak brataniec wyznał mu, że się uczył medycyny i rymarstwa, hrabia nie mógł nawet przypuścić, aby jego córka była żoną człowieka, co splamił się rzemiosłem!
Michalina smutna, spoważniała, zadumana od wy-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostap Bondarczuk.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.